Co potrzebujemy pożegnać i na jakie nowe podejście się otworzyć, by mimo zmienności, złożoności i wymagań tego świata czuć się w nim dobrze i komfortowo?
Niedawno pożegnaliśmy Sir Johna Whitmore’a, pioniera rozwoju coachingu i przywództwa. W jednym z ostatnich wywiadów, jakich udzielił, mówi o dwóch paradygmatach, dwóch podejściach, w których możemy funkcjonować i które kierują naszym życiem.
Jeden paradygmat jest dyktowany lękiem – nazwijmy go „ ścieżka lęku”. To sposób życia popychający nas w ciągłe działanie po to, by sobie lub innym coś udowodnić, by osiągać stawiane przed sobą cele, by lepiej myśleć o sobie, by spełnić oczekiwania rodziny, szefów, otoczenia.
Próbujemy więc najlepiej jak możemy odnaleźć się stawiając sobie wysokie oczekiwania i próbując je osiągnąć. Wydaje nam się wówczas, że „wzięliśmy życie w swoje ręce”, że jesteśmy kreatorami własnego życia, jak powiedziałby klasyk „twórcą bardziej niż tworzywem”. Domeną tego podejścia jest kontrola. Chcemy mieć kontrolę możliwie jak najszerszą nad tym, czego doświadczamy w życiu. Nasza uwaga skupia się na tym, by „mieć sprawy pod kontrolą”.
Ale im bardziej się staramy, im bardziej kontrolujemy, tym częściej możemy mieć wrażenie, że życie wymyka się spod kontroli. Co wtedy robimy? Jeszcze bardziej się mobilizujemy, jeszcze bardziej „napinamy”, jeszcze więcej od siebie wymagamy. Jakie uczucie nam towarzyszy? Zmęczenie, niepokój, niedosyt, czasem bezsilność lub po prostu jakiś rodzaj dyskomfortu powodowanego tym, że nie wszystko jest tak, jak my byśmy oczekiwali.
Nazywam to podejście „przepychaniem się z życiem”. Nasuwa mi ono obraz Syzyfa, który pcha swój głaz lecz ta praca nigdy się nie kończy, nie daje ukojenia, odpoczynku i jakże upragnionego spokoju. Życie, sprawy, które nas dotyczą stają się projektami, którymi cały czas próbujemy zarządzić. Możemy mieć poczucie, że to, co się wydarza, a zwłaszcza sprawy, które są dla nas zaskakujące i na pierwszy rzut oka niepożądane, traktujemy jak przysłowiowy „ kamień w bucie” i staramy się ich jak najszybciej pozbyć. Brzmi znajomo?
Paradygmat „przepychania się z życiem” coraz mniej się sprawdza również dlatego, że wkroczyliśmy w erę wysokich technologii. To, czego dzisiaj doświadczamy jest porównywane z rewolucją naukową, która rozpoczęła się w XVI wieku i całkowicie zmieniła wyobrażenie świata i umiejscowienia w nim człowieka. Podobna zmiana ma miejsce teraz. Jesteśmy jej świadkami i uczestnikami, podobnie jak kiedyś nasi przodkowie, potrzebujemy sobie odpowiedzieć na pytanie: co oznacza być człowiekiem w erze nowych technologii? Jaki paradygmat, jakie podejście do życia wyłania się ze świata, w którym przyszło nam żyć? Co potrzebujemy pożegnać i na jakie nowe podejście się otworzyć, by mimo zmienności, złożoności, wymagań tego świata czuć się w nim dobrze i komfortowo?
Sir John Whitmore mówi też o drugim podejściu do życia, nazywając go „paradygmatem zaufania”. To podejście, gdzie zamiast kwestionować to, co nas spotyka, „nawiązujemy z tym relację”. Innymi słowy zamiast oporu, buntu, czy odruchowego działania, uruchamiamy swoją ciekawość, by odpowiedzieć sobie na pytanie: po co mi się to zdarzyło? co mi ta sytuacja mówi? co chce się teraz ujawnić, co chce się przebić do mojej świadomości?
Zamiast podejmowania dalszych prób „przepychania swojego głazu”, możemy uruchomić w sobie zaufanie, że to, co się wydarza jest właśnie tym, co powinno się teraz wydarzyć, że jest to dla nas wiadomość, którą życie do nas wysyła, że jest to rodzaj zaproszenia dla nas, byśmy coś dostrzegli, czego do tej pory nie dostrzegaliśmy lub czego nie chcieliśmy dostrzec.
Podejście oparte na zaufaniu, to przede wszystkim pełna akceptacja tego, co nas spotyka. Tak, pełna akceptacja i powiedzenie sobie: to jest trudne, niekomfortowe, to boli, to wzbudza mój gniew, lęk, niepewność i to jest OK.!
Tego typu akceptacja nie jest aktem bierności i poddania się. Nie o taką „akceptację” tu chodzi. Chodzi o wewnętrzną, odważną decyzję, kiedy postanawiam przestać „walczyć z moim głazem” i akceptuję to, co się dzieje, aby odczytać wiadomość, jaką dana sytuacja ze sobą niesie. Poprzez ten akt odwagi i akceptację danej sytuacji nawiązuję współpracę z życiem i z tym, co ono mi przynosi. Zaczynam być w relacji z życiem. Otwieram się na to, co życie chce mi przekazać. Poprzez takie podejście zapraszam do swojego świata ciekawość, odkrywanie nowych możliwości, kreatywność i przede wszystkim spokój.
Jak budować w sobie tę akceptację? Napiszę o tym wkrótce. Zapraszam do lektury!